Bez tytułu
Komentarze: 6
Ostatnio siłą rzeczy dużo myślę o śmierci. Może to przez to, że dopadła osatnio zbyt wiele osób, na które było jeszcze za wcześniej... Chociaż przecież nie mi dane to oceniać. Myślałam o tym dużo bo do 5 nad ranem siedziałam na parapecie za oknem wtapiając się we mgłę a wcześniej oglądałam pare dośćmądrych filmów i seriali... Muszę też przeprosić "Ktosia", że zawracam mu głowę o 3 nad ranem smsem, że nie mogę spać i musiałam mu to właśnie napisać... Tak żeby wiedział.
Bardzo boję się śmierci... Nie bólu, nie tego co będzie potem tylko samego momentu umierania... Jestem wierząca i nie powinnam się tego podobno bać ale nie potrafię. Boję się też, że nie będę potrafiła w pełni wykorzystać życia, boję się każdej zmarnowanej chwili, która przepadła i już nie wróci, boję się, że obudzę się pewnego słonecznego dnia i będzie to mój ostatni poranek. Boję się, że nie zdąrzę ze wszystkim, że jest zbyt wiele spraw i za mało czasu... Od dłuższego czasu towarzyszy mi ten niepokój, coś karze mi się śpieszyć... I tak bardzo boję się smierci, że aż pokochałam w pełni życie...
Byłam wczoraj z rodzicami w markecie a potem podjechaliśmy do babci na obiad. Snując się pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, obserwując pary, młodsze i te starsze przyłapałam się na tym, że przez te wszystkie rozmowy z Nim patrzę na to inaczej, inaczej widzę przyszłość... Zawsze twierdziłam, że na wszystko jest jeszcze czas i to prawda, ale w głowie ciągle słyszę Jego słowa i wtedy wszystko staje się oczywiste i o wiele prostsze. Jendocześnie zdaję sobie sprawę, że tak nie można i otrząsam się. Przypominam sobie i staram wytłumaczyć. Na próżno...
Usłyszałam dziś kolejne słowa podziwu... Nie wiem czy nie nazbyt entuzjastyczne bo coraz częściej wątpie. Dziś kolejne słowa, które odczułam jak nóż w sercu. Nie mogę o nich zapomnieć. Nie zapomnę... Ale będę wierzyć, że wszystko będzie dobrze, nie ma czasu na zamykanie się we własnych czterech ścianach, wtedy na pewno przegram.
Dodaj komentarz